decorator-blue-bazgry
decorator-yellow-star
… Przedszkolaki też mogą rozkwitać – wywiad z członkinią rady programowej Ewą Czajką
wywiad-ikona-dark

wywiad

Przedszkolaki też mogą rozkwitać – wywiad z członkinią rady programowej Ewą Czajką

autyzm czytanie edukacja Knowla Box książka niepełnosprawność przedszkole technologia terapia
decorator-blue-bazgry
decorator-yellow-star
… Przedszkolaki też mogą rozkwitać – wywiad z członkinią rady programowej Ewą Czajką
divider bottom black
divider bottom black mobile

czas czytania

16 MIN

opublikowany

2024-02-07 14:15:41
Spis treści

Moje pierwsze pytanie jest takie: kim jesteś i czy mogłabyś coś o sobie opowiedzieć?

To jest najtrudniejsze pytanie ze wszystkich. Jestem zawodowym combo, takim multipleksem, ale może zacznę chronologicznie, bo to się składa wszystko na jedną całość i wbrew pozorom ma znaczenie. W pierwszej kolejności ukończyłam studia ogrodnicze. Później zostałam na studiach doktoranckich na specjalizacji roślinny ozdobne. Przyrodoznawstwo miało olbrzymi wpływ na dalszą część mojej edukacji i na pracę, którą wykonuję teraz. Ukończyłam również studia podyplomowe Public Relations i to też mi się przydaje, chociaż pozornie nie pasuje do tych poprzednich. Po narodzinach moich dzieci nie mogłam znaleźć pracy, bo rynek pracy dla młodych matek był i jest trudny. Postanowiłam wtedy założyć własną firmę. Najpierw żłobek, który po dwóch latach w sposób automatyczny przekształcił się w przedszkole. Potem skończyłam kolejne studia podyplomowe Wychowanie przedszkolne i nauczanie wczesnoszkolne. Po roku funkcjonowania przedszkola pojawiło się w nim pierwsze dziecko z autyzmem, bo przedszkole nie było w zamierzeniu przedszkolem integracyjnym od samego początku. Tak się po prostu stało. Z czasem pojawiły się dzieci z różnymi niepełnosprawnościami, ukończyłam więc kolejne studia podyplomowe Terapię Pedagogiczną. Oczywiście jak każdy nauczyciel szkolę się regularnie na kursach i warsztatach nadających kolejne kwalifikacje. Studia przyrodnicze, public relations, terapia, to wszystko składa się na to, w jaki sposób w tej chwili pracuję, na to, w jaki sposób buduję wizję swojej firmy, ale też kontakty z moimi klientami.

W pewnym momencie zrezygnowałaś ze wcześniejszych zainteresowań i przeszłaś w stronę pracy z dziećmi. Dlaczego zdecydowałaś się na pracę właśnie w edukacji?

Dobrze to wyłapałaś. Oczywiście, że jest powód mocno prywatny, związany z jednym z moich dzieci. To dla niego musiałam szukać i właściwie do tej pory szukam, rozwiązań edukacyjnych i terapeutycznych, by jego rozwój przebiegał prawidłowo. I to siłą rzeczy pociągnęło temat dalej, ponieważ szybko stwierdziłam, że mnie to bardzo mocno interesuje, a osoby z zewnątrz, z mojego otoczenia, powiedziały mi, że cechuje mnie wysoka intuicyjność w działaniu w pracy z dziećmi niepełnosprawnymi. Stąd wzięło się właśnie przedszkole integracyjne.

Wspomniałaś, że te wcześniejsze zainteresowania wplatasz też w swoją pracę z dziećmi i pracę całego przedszkola. Czy mogłabyś podać jakiś przykład albo ogólny zarys tego działania?

Rzeczywiście to się wszystko bardzo ładnie spina. Począwszy od nazwy, bo przedszkole nazywa się Akademia Przyrody i właśnie w ten sposób najczęściej działamy – przyrodniczo. Mamy przepiękny ogród sensoryczny. Sensoryczny oznacza, że są w nim posadzone rośliny o różnych barwach ukazujących się na przestrzeni całego roku od wiosny do jesieni, a nawet zimą. Są to rośliny o różnym pokroju, mówiąc językiem bardziej zrozumiałym dla laików, o różnych kształtach, ale też o różnych fakturach liści albo pędów. Czyli mamy nazwę przedszkola, ogród, a więc otoczenie, ale same wnętrza przedszkola również są w ten sposób udekorowane. Jest jeszcze jedna rzecz, która wynika z mojego kontaktu z przyrodą i studiów doktoranckich, to jest umiejętność obserwowania, analizowania i wnioskowania i na tej podstawie przygotowywania strategii terapeutycznych. Nie ma nic bardziej wymagającego, niż obserwowanie roślin, które nie mówią. Nie powiedzą, co im dolega. Nie wiadomo, dlaczego nagle zaczynają żółknąć. Nie wiadomo, dlaczego cała grządka nagle zamiera. Podobnie jest z dziećmi niepełnosprawnymi, które mają poważne trudności w komunikowaniu się. Trzeba je przecież jakoś „odczytać”, zrozumieć i odpowiedzieć na ich potrzeby. Przez lata na uczelni ćwiczyłam te umiejętności po to, żeby przejść na człowieka, ale człowieka, który ma właśnie takie trudności.

To może, nawiązując już do tych trudności i dzieci z różnymi niepełnosprawnościami. Coraz częściej pojawiają się one w różnych klasach. Co powinno być taką najważniejszą albo jedną z ważniejszych rzeczy, o której należy pamiętać w czasie edukacyjnej pracy z tak zróżnicowaną grupą?

Masz rację, że tych dzieci pojawia się coraz więcej i tutaj mówimy głównie o całościowych zaburzeniach rozwojowych, czyli na przykład autyzmie. Trzeba mieć świadomość, że to nie jest tak, że nagle autyzmu jest więcej, bo był najprawdopodobniej zawsze. Obecnie po prostu lepiej diagnozujemy, czyli my specjaliści jesteśmy przygotowani lepiej, mamy lepsze narzędzia po to, żeby diagnozować. Dlatego tych dzieci pojawia się coraz więcej. I całe szczęście, bo to diagnozowanie jest szalenie potrzebne po to, żeby wytyczyć konkretne i prawidłowe cele terapeutyczne. Pytasz również o włączanie dzieci niepełnosprawnych w grupy neurotypowe, w pełni sprawne. To też jest temat szalenie ważny. Początkowo bardzo mocno skupiano się na samych dzieciach z zaburzeniami całościowymi lub innymi trudnościami. Na tym, jak je włączyć, jakie mają potrzeby, jakie trudności. Prowadzę aktualnie bardzo ciekawy, kilkumiesięczny projekt w szkole podstawowej w Radzewie. Tam właśnie musiałam przekonać rodziców czy raczej wytłumaczyć im, dlaczego chcę tam co miesiąc przychodzić i tłumaczyć ich dzieciom, co to jest autyzm. A chcę nie tylko mówić o tym, czym jest autyzm, jak się objawia i jak sobie z nim radzić, ale również o tym, jak przygotować grupę na przyjęcie takiej osoby. W całym procesie włączania chodzi również o dobro grupy, czyli o to: czy ona jest gotowa, czy ma wiedzę na ten temat i jak się z tym czuje. Trzeba się zastanowić, co przeżywają dzieci neurotypowe, do których dołącza dziecko w spektrum autyzmu, bo to jest niejednokrotnie bardzo trudne, dlatego że dzieci z autyzmem mogą prezentować cały wachlarz tak zwanych trudnych zachowań. Często są głośne, nadpobudliwe. Bywają agresywne. Grupa, do której takie dziecko dołącza, musi sobie z tym poradzić. Grupie też potrzebne jest wsparcie. To jest jedna rzecz, a druga to nauczyciele i specjaliści, czy oni są też na to przygotowani. I nie chodzi nawet o to, czy merytorycznie, ale czy emocjonalnie są na to gotowi. Temat jest złożony.

Czy masz taką radę, którą mogłabyś przekazać takiemu nauczycielowi, edukatorowi, który spotyka się z taką grupą?

Tak. Przede wszystkim, żeby dał sobie czas. Nie stawiał poprzeczki zbyt wysoko. Ma prawo się mylić. To jest wpisane w naszą pracę. Często uczymy się na własnych błędach. Nie jesteśmy wszechwiedzący. Nie jesteśmy w stanie z całą pewnością powiedzieć, że strategia, którą objęliśmy, jest słuszna i uda się w stu procentach. Trzeba być przygotowanym na zmiany. Nie przejmować się porażkami, ale też nabrać dystansu emocjonalnego do sytuacji. Dać sobie przestrzeń na szukanie rozwiązań. Czerpać z całego wachlarza metod. Nie pozostawiać przy jednej, bo nie ma jednej słusznej. Poza tym obserwować. Pamiętać o tym, że praca z dzieckiem niepełnosprawnym jest procesem i działanie, które przy jednym dziecku jest rozciągnięte w czasie na kilka tygodni, przy innym może być na kilka miesięcy, a jeszcze innym na kilka lat. Może być też tak, że efektów naszych działań nie zobaczymy. Specjaliści kolejnego etapu edukacyjnego będą mieli tę przyjemność. Na to też trzeba być gotowym, że nikt nam korony na głowę nie włoży na koniec, nie poklepie po plecach, a może nawet nie podziękuje lub, co gorsza, będzie miał pretensje. Podkreślam raz jeszcze, że dawanie sobie przestrzeni do porażek i niepowodzeń, emocjonalny dystans i zrozumienie, że jest się częścią procesu, jest bardzo ważne. Wtedy unikniemy frustracji i wypalenia.

Swoją edukacyjną oraz terapeutyczną pracę przełożyłaś też na swoją inną pasję, czyli pisanie. Jak to się stało?

Pierwsza książka, która pojawiła się w tym roku (red. w 2023 roku), to „Autystyczny świat Tymka”. Postanowiłam inaczej ująć temat autyzmu. To jest spis moich doświadczeń, sposobu, w jaki pracuję z dziećmi i rodzicami. Kolejne historyjki opowiada chłopiec wysoko funkcjonujący (to jest bardzo istotne), czyli mówiący i w normie intelektualnej. Opowiada o swoich trudnościach. Siłą rzeczy edukowanie i moralizatorstwo przeplata się i w drugiej książce, która też w tym roku (red. w 2023 roku, druga książka o tytule: „Pomocne bajki”) się pojawiła.

Jak to w bajkach.

Teraz jest taka tendencja i zastanawiam się, czy ona jest słuszna, że na końcu każdej bajki musi być morał. Myślę, że to jest bardziej podpowiedź dla rodzica niż dla samego dziecka, bo dzieci mam wrażenie, poradziłyby sobie i bez tego. Wiedziałyby, o co w tej bajce chodzi. Kto jest zły? Kto jest dobry? Co tam się zdarzyło? Teraz rodzice potrzebują pewnej podpowiedzi i jest też taka tendencja, że bajka jest zawsze na coś: na złe sny, na moczenie się, na to, by nauczyć robić siusiu na nocniku itd.

Co jest dla ciebie najważniejsze w tworzeniu bajki lub też w ogóle historii?

Odpowiem może inaczej, co jest dla mnie najprzyjemniejsze w tym tworzeniu. To jest całkowita ucieczka od rzeczywistości. Zanurzenie się w głąb własnego umysłu i ten wysoki poziom abstrakcji, który trzeba zastosować. On jest jeszcze wyższy niż wtedy, kiedy piszemy na przykład fantastykę dla dorosłych. Trzeba myśleć jak dziecko, a do tego na jego poziomie abstrakcji.

Jakie wartości czy zachowania chciałabyś przekazać dzieciom w czasie wspólnej lektury twoich historii?

W samej treści zawsze jest przedstawiona jakaś wartość, chociaż może bardziej porada. To rodzaj modelowania zachowań, tak mi się wydaje, na przykład jak można sobie poradzić, kiedy nie możemy posiadać tego, co chcemy albo gdy jest nam smutno, bo tracimy bliską osobę. Nie stronię od trudnych tematów. Zawsze też próbuję im przekazać, najważniejsze zasady społeczne, relacyjne, związane z emocjami. Przy okazji wspólnego czytania, oprócz omawiania zawartości książki, bardzo dużo też mówię, jak z książką należy postępować. Prezentuję starą szkołę, chociaż może się mylę, że to stara szkoła, w każdym razie szacunku wobec słowa pisanego, wobec książki jako takiej papierowej. Opowiadam więc, jak należy o nią dbać, że nie traktujemy jej na przykład jako podkładki pod kubek, że zakładki, które stosujemy do książek, powinny być płaskie, żeby nie psuć grzbietu. Ręce powinny być czyste, zanim zaczniemy czytać, a do czytania warto znaleźć sobie miejsce, które pozwoli się skupić na treści. Zachęcam je też do dyskusji związanej z przeczytanymi treściami.

Tak czułam, że czytanie, nauka czytania czy też wspólne czytanie jest dla ciebie ważną sferą, którą ujmujesz w swojej pracy edukacyjnej w przedszkolu.

Tak, absolutnie i myślę, że to też ma swoje uzasadnienie, dlatego że jest coraz więcej dzieci, o których my nauczyciele, już na etapie przedszkolnym mówimy, że są zagrożone dysleksją. Te dzieci prawdopodobnie nie będą czytały, a przynajmniej nie tyle, co ich rówieśnicy, którzy nie mają tych trudności. Czyli jeśli ja na etapie przedszkolnym nie pokażę im sposobów na zapoznanie się ze słowem pisanym, to najprawdopodobniej później nikt tego nie zrobi, może nie będzie na to czasu lub możliwości. Co więcej, jeżeli ja ich nie zachęcę, nie pokaże im, że to jest ciekawe, przyjemne, to później może to być już wyłącznie ciężkim obowiązkiem.

Czyli jak zachęcić dzieci do czytania? Ty już wcześniej wspomniałaś o takim pewnym rytuale, który można stworzyć. Siadasz z dziećmi, czytasz i dyskutujecie na temat tej treści, ale czy jest jeszcze coś innego?

Myślę, że to jest coś, co w fantastyce opisujemy jako świat przedstawiony. My, dorośli jesteśmy w stanie sobie to w głowie wykreować. Dzieci prawdopodobnie też, ale nie wszystkie. Ja na przykład czytając jakiekolwiek treści, ilustruję je w dostępny mi sposób. To mogą być nawet symbole. Nie jestem plastykiem, artystą, rysuję tak, jak potrafię. Czasami wydrukuję coś z internetu i naklejam na planszę. Czytając bajkę, podaję treść kilkoma kanałami: słuchowym – bo mówię i wzrokowym – bo pokazuję. W ten sposób stymuluję ich wyobraźnię. To dotyczy też osób, które mają na przykład nadpobudliwość i nie są w stanie się skupić. Jeżeli nie dosłyszą, to „dowidzą” i odwrotnie. Z kolei dzieciom niewidomym podaję dostępne atrybuty przestrzenne, które występują w tej bajce po to, żeby mogło tekstu „dotknąć”. Ogromnie ważna jest też dla mnie higiena czytania, czyli skupienie się na tym, że tu i teraz siadamy, i słuchamy.

Czy twoim zdaniem korzystanie z technologii wyklucza czytanie?

Nie. Nie. Myślę, że…

Czy mogą iść w jednym kierunku?

Mogą iść w jednym kierunku. Oczywiście dobrze jest mieć umiar i wysoką świadomość stosowania wysokich technologii. Mówię tu o świadomym zastosowaniu ich przez dorosłego w odniesieniu do dziecka. Kontrolowanie i wyznaczenie tego, co dla danego wieku może być dostępne. Uważam, że technologia może być pomocna, jak najbardziej, chociaż pracuję akurat z dziećmi, które tego typu media mają z reguły mocno ograniczone, ponieważ polscy naukowcy, ale zagraniczni chyba też, uważają, że w przypadku dzieci z autyzmem albo nadpobudliwych z ADHD czy ADD te technologie powinny być całkowicie wycofane. Nie jestem pewna czy to dobry pomysł, żeby w ogóle były wycofane, bo zakazany owoc zawsze smakuje najlepiej, czyli i tak ta potrzeba u dziecka jest. Kontrolowane i świadomie podawane ilości nie powinny mu zaszkodzić.

Jak odpowiedzialnie można je wprowadzać na zajęcia?

Myślę, że przede wszystkim planując. Plan to jest hasło, za którym nie przepadają nauczyciele, bo uważają, że to jest biurokracja. Ja kiedyś też tak uważałam. Natomiast teraz sądzę, że to bardzo porządkuje edukowanie i terapeutyzowanie. Planowanie pozwala zaprogramować naszą pracę i na tej podstawie po kilku miesiącach takiego działania albo nawet po kilku tygodniach możemy stwierdzić, czy jest jakichś działań za dużo lub za mało, ale też co było pomocne, a co nie. Jeżeli w tym procesie zobaczymy, że zastosowanie wysokich technologii przynosi korzyści, to dlaczego nie, planujmy to dalej. Czyli przede wszystkim ustalenie strategii działania.

To może płynnie przejdźmy do Knowli. Jakie było twoje pierwsze wrażenie, kiedy zobaczyłaś lub uruchomiłaś urządzenie i Edukacyjny Wszechświat na nim?

Bardzo lubię nowości. Lubię się uczyć. Jestem tym urządzeniem ogromnie zaciekawiona. Absolutnie otwarta na to, co oferuje.

Co najbardziej zwróciło twoją uwagę, kiedy miałaś okazję na interakcję z Knowla Box?

Patrzę na każde takie urządzenie przez pryzmat zastosowania go w stosunku do dzieci niepełnosprawnych. Mówię tutaj o takich szeroko pojętych niepełnosprawnościach, zarówno tych umysłowych, jak i tych ruchowych. Więc to, na co zwróciłam uwagę, to była możliwość projekcji w dwóch wymiarach: na podłodze i na ścianie, co w moim przypadku bardzo ułatwia pracę ze wszystkimi dziećmi, bo wtedy żadne nie jest wyłączone. To, które nie jest w stanie dosięgnąć ściany, dosięgnie podłogi i odwrotnie.

Przedszkolaki też mogą rozkwitać

W jaki sposób ty pracujesz z Knowla Box już od kilku miesięcy?

Tak, jak powiedziałam, mam plan. W wakacje pracowaliśmy dwa-trzy razy w tygodniu z tym urządzeniem po pół godziny. Oczywiście moglibyśmy pracować z nim znacznie dłużej, bo to absolutnie dzieci absorbowało, ale musimy zwracać uwagę na tak zwane przebodźcowanie, czyli żeby tych emocji nie było zbyt dużo, bo to może skutkować trudnymi zachowaniami. Natomiast w tej chwili, kiedy zaczęliśmy już rok szkolny i musimy też realizować podstawę programową w różny inny sposób, musieliśmy troszeczkę ograniczyć pracę z Knowlą. Jest zaplanowana teraz jako warsztaty, czyli takie dodatkowe wydarzenie specjalne, które się dzieje raz lub dwa razy w miesiącu. Każda grupa może w tym uczestniczyć. Jest to czas około czterdziestu minut, czyli troszeczkę to wydłużyliśmy. Dobieramy tak aktywności, żeby dzieci nie były po zajęciach zbyt mocno pobudzone.

Jakie są twoje aktualne wnioski, pracując z różnymi grupami niepełnosprawności i Knowlą Box jednocześnie?

Że to się da połączyć. To jest uniwersalne urządzenie. Dobrze zaplanowane. Jestem pod wrażeniem tej uniwersalności, ale też narzędzi, które stosujemy, bo autor pomyślał o tym, by dołączyć do urządzenia coś, co przypomina długopis, czyli narzędzie pisarskie. Nie jest to przesuwanie palcem jak na tablecie czy skakanie jak na podłodze interaktywnej. To jest pisanie, rysowanie, łączenie punktów za pomocą narzędzia pisarskiego. W niemal identyczny sposób trzymamy ołówek, kiedy piszemy na kartce. Dołączone są też piłki i to jest bardzo przemyślane. Moim podstawowym zarzutem co do wysokich technologii jest właśnie to, że posługujemy się tym podobnie, jak tabletem lub telefonem, czyli machamy palcem. Tu mamy narzędzie pisarskie i mamy piłeczki, które rzucamy, którymi dotykamy. To wymaga koordynacji wzrokowo-ruchowej, a to jest jedna z ważniejszych funkcji, którą wykorzystujemy w terapii. Dobrze, że Knowla to zaspokaja.

Jaka byłaby twoja rada dla osób, które po raz pierwszy uruchamiają Knowla Box i się boją dotknąć urządzenia?

Obawa jest zupełnie niepotrzebna. Nie trzeba mieć wiedzy informatycznej. Używanie Knowla Box jest tak intuicyjne, że nie można tego zepsuć czy się pomylić. Najlepszym sposobem jest to włączyć i dać dzieciom. One wiedzą, co z tym zrobić.

Które z aktywności podobają się najbardziej tobie lub twoim podopiecznym?

Okazuje się, że takie zupełnie podstawowe. Jesteśmy na etapie przedszkolnym, co oznacza, że pewnych wyższych funkcji w Knowli nie odkryjemy albo z nich nie skorzystamy. Chociaż kto wie, może za rok tak, ale na razie nie. To, z czego korzystamy za każdym razem, to jest zwykłe rysowanie (red. Planeta Fruu, Aplikacje na pisaki). To jest dla dzieci ogromna frajda i robimy, to na różne sposoby. Czasami robimy tak, że każde dziecko ma zupełnie pustą planszę, czyli kasuje to, co narysowało dziecko przed nim. A czasami stosujemy zasadę łańcuszka. Pierwsza osoba zaczyna, kolejna dorysowuje coś do tego, co już poprzednio było narysowane i powstają wtedy świetne rzeczy. Innym sposobem jest tworzenie wspólnego rysunku. Bardzo lubią eksperymentować z kolorami. Samo kolorowanie też jest zabawne, ale trochę mniej niż samodzielne rysowanie. To na, co zwrócę tu uwagę, to fakt, że Knowla może stymulować kreatywność dziecka, nie narzucając mu swoich rozwiązań.

To może już tak na koniec. Co dla ciebie znaczy hasło: „Mądrze jest się bawić”?

Zabawa jest podstawową linią rozwoju dziecka i to jest chyba najważniejsze. Jeżeli jest prowadzona przez dorosłego, świadomego tego, co robi, to taka zaprojektowana zabawa jest najlepszą nauką.

Podziel się!

decorator-green
favicon knowla eu
Zespół Knowla

Przeczytaj także

Postaw nudę do kąta
Jesteś nauczycielem, pedagogiem, prowadzisz placówkę edukacyjną, a może jesteś zaangażowanym w edukację rodzicem?
Zapraszamy do kontaktu z nami. Udzielimy wszelkich informacji, doradzimy, pomożemy dokonać najlepszego wyboru. Tak jak Tobie, zależy nam na poprawie jakości edukacji naszych dzieci!
top divider black
top divider black mobile
Nauka to potęgi klucz
logo knowla white
wall_box_banner